Black Cherry

O wszystkim - dla wszystkich

  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Komputery

#1 2009-02-15 21:09:15

M.

Moderator

4534960
Skąd: współrzędne zastrzeżone
Zarejestrowany: 2009-01-21
Posty: 81
Punktów :   
Styl?: Zmienny
Nastawienie do życia: Chaotyczne Neutralne
Skąd?: Skądinąd.
Wiek?: Zależnie od nastroju
WWW

Sesja Wolna (opowiadanie) #2

Pierwotny pomysł: Tai

Informuję pozatym, że do sesji z dopiskiem (opowiadanie) zostaje zniesiony ogranicznik długości postów.
Oryginalnie opowiadanie to znajduje się na www.anime-rpg.blog.onet.pl


Tai napisał:

Wschód słońca nad Drakona Gakure. Czerwono-pomarańczowe promienie słoneczne tworzą na najwyższych budynkach swoistą "aureolę". O tej porze na ulicach małej wioski jest niewielu mieszkańców. Jedyni których można teraz spotkać to wszelkiego rodzaju wojownicy, udając się na trening. Pole Treningowe znajduje się poza wioską w gęstym buszu.Naszpikowany pułapkami tor przeszkód i mała gładka arena to wyzwanie,zarówno dla shinobi, jak i innych mieszkańców. Nagle od strony drogi biegnącej przy placu ćwiczeń rozległy się głośne nawoływania i krótkie rozkazy. Trenujący porzucili swe zajęcie. Po chwili już wszyscy stali przy drodze. To prawie dwudziestoosobowy oddział ANBU wracał z nocnych patroli wokół wioski. Mimo że Drakona nie była zaznaczona na mapie, nie należało zaniedbywać ostrożności. ANBU prowadzili po środku jeńca. Jego białe włosy i czerwoną, rozpiętą koszulę rozwiewał lekki wietrzyk.Rękach miał ciężkie stalowe kajdany, okrywające całą dłoń. Szedł wolno miarowym krokiem, jakby nie zwracając uwagi na strażników. Po chwili oddział dotarł do bram wioski i minął je bez żadnych problemów.Strażnicy wyprężyli się i poprawili swą broń widząc że dostojniejsi odnich wojownicy przechodzą. ANBU poprowadzili jeńca krętymi uliczkami Drakony do górującego nad wszystkim innym pałacu. Weszli. Od razu podszedł do nich jeden z tutejszych strażników. Teraz z kolei wyprężyli się ANBU.
-W jakiej sprawie?- Zapytał sztywnym, bezbarwnym głosem strażnik pałacowy.
-My do pani Kurenai. Znaleźliśmy szpiega na obrzeżach wioski.- Odpowiedział dowódca oddziału.
-Oczywiście.- Zgodził się strażnik.- Już ją powiadamiam,idźcie.- ANBU skłonili się i udali wschodnimi schodami na górę.Pomieszczenia Takako Kurenai, będącej władczynią wioski Smoka, mieściły się na samej górze. Dostępu do nich broniły ciężkie, zbrojone, dębowe drzwi. Dowódca ANBU wydał kilka rozkazów gestami, po czym zastukał.
-Wejść.- Rozległ się głos. Kapitan i czterech innych strażników weszło do środka, prowadząc jeńca. Stanęli od biurka za którym siedziała kobieta w pewnym oddaleniu. Każdy mieszkaniec wioski czuł respekt przed jej siłą. Zanim jednak ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, rozległ się głos białowłosego jeńca.
-No i gdzie wy mnie przyprowadziliście, co? Myślałem że takimi zręcznymi ludźmi rządzi chociaż ktoś normalny. A tu proszę.Kolejna "władczyni". Jakieś błędne koło. Gdziekolwiek pójdę, to miastem rządzi kobieta.

Teraz nastąpi moje rozwinięcie wydarzeń xD Przygotujcie się na zmianę stylu pisania
Takako zmierzyła go chłodnym spojrzeniem i całkowicie go ignorując zwróciła się do przywódcy oddziału.
- Co to za jeden? - spytała cicho, ale jej głos słychać było w całym pokoju.
- Szpieg Kurenai-sama... - odparł jeden z wojowników.
- Szpieg... - powtórzyła za nim stukając paznokciami w blat stołu. Przyjrzała się mężczyźnie. - Skąd jesteś? Z jakiej wioski? Z każdą z wiosek mamy neutralne stosunki, bo się nas boją. Więc jaka wioska miałaby wysłać do nas szpiega?
- Nie jestem szpiegiem. - odparł równie cichym głosem chłopak - Nie pochodzę z żadnej wioski. Po prostu jestem.
Takako uniosła brew po czym położyła nogi na stole i zajęła się piłowaniem paznokci.
- Ciekawa z ciebie Kage. - powiedział dość głośno białowłosy - Ciekawe czy równie silna.
- Chcesz się przekonać? - syknęła i błysnęła lekko czerwonymi oczami.
- Bardzo chętnie. - odparł - Uwolnij mnie.
- Puśćcie go. - rozkazała dziewczyna i wstała. - Zaprowadźcie go na arenę.
- Ossu! - cały oddział szybko wymaszerował ciągnąc jeńca za sobą. Kurenai zaśmiała się cicho i przesunęła dłonią po udzie.
- Nie lubię takich bezczelnych ludzi... - powiedziała do siebie po czym szybkim krokiem wyszła ze swojej siedziby.

M. napisał:

Główna arena Drakony, jeśli tak można było nazwać to miejsce, gdzie z ręki fanatycznych i drapieżnych shinobi wioski smoka poległo setki, jeśli nie tysiące zdolnych wojowników, znajdowało się w piwnicach pałacu. Plac oddzielała od widowni fosa gęsto najeżona żelaznymi kolcami. Sam teren do walki był gładki, pusty i wysypany miałkim piachem. Takako często stawała na piasku areny i zawsze wychodził zwycięsko z potyczek.

-Nikt jeszcze nie przeżył walki ze mną.- Powtarzała sobie w duchu.- Jak on śmie myśleć że z nim będzie inaczej.-

On, czyli białowłosy przybysz nie przedstawił się jej jeszcze jak dotąd. Stał sobie tylko po przeciwnej stronie areny, ze skrzyżowanymi ramionami. Na widowni Kage rozmieściła łuczników i kuszników. Jeśli młody spróbuje ucieczki będzie jak jeż odwrócony na lewą stronę.

-To jak, młody!- Krzyknęła.- Zaczynamy!-

-Jeśli jesteś gotowa na ból porażki.- Lekko zdziwiona i zmieszana Kurenai mrugnęła parokrotnie. Jej białowłosy przeciwnik pozwolił sobie zwrócić się do niej na „ty” i jeszcze ostrzegł ją przed „bólem porażki”.- Umrzesz więc z mojej ręki.- Szepnęła jakby do siebie. Czarne oczy Kage wypełniły się czerwienią. Po bokach odchodziły z nich rude zygzaki błyskawic. Tymczasem tuż obok władczyni zmaterializowała się powoli mała dragonetka. Unosiła się w powietrzu, obok swej pani, niczym posłuszny woli tresera szczeniak.

-Tak się bawimy?- Zapytał sarkastycznie białowłosy.- No cóż, miałem prawie siedemset lat na samodoskonalenie, zobaczymy co z tego wynikło.- Zza pleców wyciągnął ciężki, szeroki miecz obosieczny. Jedno spojrzenie na klingę wystarczyło by zajęła się ogniem. Ruszył zamachnął się mieczem kilkakrotnie, a ogień oderwał się od ostrza by uformować ogniową spiralę, która sprawnie pomknęła w stronę Takako. Trafienie i Kage złapała się za czerwone ramię, wystające spod zwęglonej i kopcącej szaty. Na odpowiedź białowłosy nie musiał długo czekać. Smoczyca trzasnęła go w prawy policzek ogonem pozostawiając jedną, pionową bliznę. Wymiana ataków była jednak tylko pretekstem do bliższego poznania oponenta. Fioletowookiego zadziwiła sprawność, zręczność i zgranie ze smoczycą-demonem ciemnowłosej Kage. Ona z kolei patrzyła z podziwem na siłę mentalną białowłosego, jego znajomość zaawansowanych technik magicznych i znajomość szermierki. Oboje otrzymali od siebie sprawiedliwą ilość ran. Na policzku białowłosego widniały zadrapania i blizny. Ona była poparzona i poturbowana. Nagle zamyślenie Kurenai zostało przerwane. Młodzik podbiegł do niej, wbił miecz i odbił się od niego. Ciemnowłosa poczuła na brzuchu ucisk, zanim kopnięcie okutych metalem butów jej przeciwnika odrzuciło ją na parę metrów.

-No, to było niezłe…- Powiedziała, ale widząc że leży spokojnie, a białowłosy zajmuje się raczej smoczycą nieco zbiło ją z tropu. Nagle przejrzałą na oczy.- Nie!- Krzyknęła, ale było już za późno. Dragonetka rozpromieniła się błękitnym blaskiem i spadłą na piaski areny pod postacią niebieskawego kryształu w kształcie łzy.- Coś ty zrobił?- Spytała ze łzami gniewu w oczach.

-Została zaklęta.- Odpowiedział.- Teraz mogę ją zniszczyć, tłukąc kryształ. Nie zrobię jednak tego, otrzymasz ją spowrotem po walce. Teraz pora na pokaz szermierki.- Białowłosy wyciągnął z piasku areny swój miecz. Takako chwyciła pewniej obie swe katany. Stal błysnęła i zabrzęczała kiedy spotkały się obie linie obrony. Cięcia, pchnięcia, zaawansowane bloki i kontry wyprowadzane były z obu stron. Wyczerpanie dawało się we znaki. Białowłosy wbił miecz przed siebie i wsparł się na nim by odsapnąć, Kage padła na kolana i gwałtownie łapała powietrze. „Bez demona jest trudniej.” Przemknęło jej przez myśl. Postanowiła całą swą siłę wykorzystać teraz i skończyć to jednym ruchem. Oponenci poderwali się i chwycili swą broń. Cięcia i brzęk. Miecz młodzika wbił się nieco w lewo od walczących, katany Takako na prawo.

-No, to dziękuję.- Powiedział fioletowooki chwytając swój miecz i odchodząc.

-Stój!- Krzyknęła Kurenai- Brać go.- Z trybun zeskoczyło co najmniej 20 ANBU i ruszyło w stronę białowłosego.

-STÓJCIE!- Powiedział, a jego głos potoczył się echem po stadionie.- LUB ATAKUJCIE A GNIEW NAGASH HEXA DOSIĘGNIE WAS!- Strażnicy stanęli jak sparaliżowani. Jedynie Takako mogła się ruszać. Podkradła się do młodzika od tyłu, ten jednak wygiął rękę pod nienaturalnym kątem i zatrzymał ją, nim wbiła mu ostrze w plecy.

-Już po walce, złotko.- Szepną nie patrząc na nią.- Dobrze walczyłaś, dawno nie przeżyłem remisu podczas walki, moje uznanie.-

-Kim… Kim ty właściwie jesteś?-

-Mogę się spokojnie założyć że nie słyszałaś o moich pobratymcach. Jestem Strażnikiem. Jestem samą w sobie istotą, która istnieje i trwa od setek lat… Jestem Nagash Hex.-

M. napisał:

Na ulicach wioski nadal rozbrzmiewały plotki o niezwykłej walce, gdy na szczycie pałacu Nagash Kastus Hex stanął przed obliczem Takako Kurenai. Po lewej stronie jej fotel stał dość wysoki brunet w ciemnej szacie, z mieczem zatkniętym za białą szarfę zastępującą pas. Po drugiej stronie fotela stał nieco niższy blondyn, z kilkoma mieczami zawieszonymi na plecach. Po ogólnym milczeniu i żyłce pulsującej na skroni władczyni, białowłosy zorientował się że jedno niewłaściwe słowo przyspieszy jego reinkarnację.

-Jak roumiem niepodobała ci się walka, skoro ponownie tu trafiłem.- Zaczął ostrożnie.

-Dałam ci fory...- Padła odpowiedź.

-Owszem, ale karzdy tak może powiedzieć, nawet ja.-

Oczy kobiety zmieniły barwę na krwistą czerwień, Kage opanowała się jednak, a jej spojrzenie wróciło do stanu wyjściowego.

-Nie ingeruję w twój tok myślenia. Ale skoro byłeś w stanie przeżyć walkę ze mną, to myślę iż jesteś godny przyłącznia się do mnie.-

-Ach, czyżby mała władzyni miała zbyt mało służąćzych, gotowych na karzde jej skinienie?-

-Nie, pozostaniesz tu jako członek mojej rady, lub jeśli wolisz, mój doradca...-

-A więc pragniesz by ci doradzać? Hmm...-

Strażnik spoczoł na fotelu, który jak gdyby nigdy nic wyrósł pod nim spod ziemi. Obok prawej ręki pojawił się równierz mały stoliczek z karafką pełną burzsztynowego płynu.

-Napijmy się więc, na zawiązanie naszej współpracy.-

Gdy tylko Hex ujął flaszkę z jego stoliczka wyrosły dwa kielichy z rżniętego kryształu. Gdy zostały napełnione skinięcie dłoni wystarczyło by jedno naczynie znalazło się cudownym sposobem na biórku Takako.

-Oczywiście napój należy do mnie.- Uśmiechnął się strażnik.- Nie posunął bym się do tak skrajnego nietaktu, by częstować cię twoją własną wódką.-

Kage zręcznie ujęła kielich.

-Rozumiem więc, że zgadzasz się.-

-Istotnie.-

Władczyni zmróżyła oczy z zadowolenia.- Pozostają jezcze tylko dwie sprawy. To...- Z szuflady biórka fyciągnęła zwój pergaminu.- ...i to.- Niczym na skinienie blondyn podsłonił prawe ramie, by pokazać czarny tatuaż w kształcie uproszczonego zarysu smoka.

-Czy wszystkich tak zgrabnie namawiasz do współpracy?-

Zapytał białowłosy odsłaniając lewy obojczyk. Zebrani w sali mogli zaobserwować jak znak wioski samoistnie pojawia się na skórze. Gdy proces zakończył się Hex wstał i podszedł do biórka władczyni. Zignorował wycięgnięte ku niemu pióro, podpisawszy kontrakt własną krwią.

-Umowa jest teraz wiążąca...-

-Owszem.-

-Co będzie należało do moich obowiązków?-

-Narazie nic, ale na wszystkich moich radach masz być obecny.- Kage wyjęła spod biórka paczkę owiniętą w papier.- To twój strój, aby karzdy znał twoją pozycję. Teraz możesz iść. Twój pokój jest naprzeciw mojego. Taku!- Kage zwróciła się do bruneta.- Możesz go oprowadzić. Cloud, masz wolne. Teraz wszyscy... wyjść.-

Przed samymi drzwiami Nagash zatrzymał się.

-Byłbym zapomniał. Oddaję ci twojego demona.- Rzucił Kage błekitny kryształ, po czym wyszedł. Władczyni została sama.

***

   Mężczyźni stali na korytażu. Blondwłosy Cloud odrazu skierował się poza pałac. Na twarzy Taku widniał uśmiech.

-Co cię tak cieszy?-

-Wiesz, trochę ci zazdroszcze. Pokój naprzeciwko Takako-samy...- Czarnowłosy rozmarzył się.

-A co ty tu robisz, shinigami? Czym się dla niej zajmujesz?-

Taku zmieszałsię nieco.

-Skąd wiesz że...?-

-Och, ja wiem wiele rzeczy...- Uśmiechnął się białowłosy.- Między innymi iż twój kolega należał do SOLDIERS. Teraz organiznacja ta upada, a niedobitki błakąją się gdzieś na pólnocy, próbują zachować pozory...-

-Skąd ty tyle wiesz? I jak zrobiłeś to... to w pokoju pani Kurenai?-

-Nie dziwię się że nigdy nie widziałeś prawdziej magii. Te śmieszne sztuczki, kórymi zadowalają się tacy jak ty, nie mają w sobie ni z prawdziwego Dotknięcia. Ale nie czas na rozmowy o Sztuce. Macie tu jakąś salę ćwiczeń?-

Taku otrząsnął się z zadumy.

-Jedna tutaj i jedną na zewnątrz. Choć.-

Mężczyźni ruszyli korytarzem nieco w dól, by po chwili stanąć przed dużymi jesionowymi drzwiami. Nagashowi ukazał się ciemny długi korytarz. Gdy tzlko dotknął podłogi po przeciwnej stronie wrót, na podłodze pojawiły się kolce, a na ścianach i suficie wszelkie pułapki rodem z Prince of Persia.

-Sugoi! Czuję że będzie to moje ulubione miejsce...-

-Nie zawsze będziesz mógł tu przychodzić.- Zastrzegł Taku.- W środy i piątki trenuje tu Takako-sama, i wtedy labirynt jest zamknięty, ale może pozwoli ci trenować z sobą.-

-Nie sądzę po tym co zrobiłem jej demonicy...-

Taku zasunął drzwi. Mężczyźni ruszyli dalej. Idąc przez pałac Hex zagadnął milczącego shinigami.

-Wiesz, po wnętrzach waszego pałacu, spodziewałem się czegoś bardziej... obfitego...-

-Pani Kurenai ceni skromność. W pokoju też nie masz nic więcej niż łóżkó, szafka i kilka świec.-

-Pokój jak pokój, a nawet pokuszę się o stwierdzenie że o niczym więcej nie marzę. W porównaniu z celą mieszkalną w Mavae wasze pokoje można uznać za zbytek łaski.-

-Mavae?-

-Tak. Gigantyczny las. Daleko, daleko stąd, w inej sferze. Trenowałem tam, jak wszyscy.-

-Kim ty właściwie jesteś?-

-Kimś takim jak ty. Shinigami i Strażnicy nie różnią się aż tak bardzo. Wy strzeżecie ludzi po śmierci, my zaś za życia. Pozatym my nie mamy Zanpakto... a wy prawdziwej Magii-

Wyszli przed pałac. Wzdłuż Ulicy Kupców ludzi rozłożyli swój złom na stołach pod przykryciami.

-Życie się toczy...-

-Owszem.- Zgodził się brunet.- Ale uważaj, większość tych straganiarzy to doświadczeni jounini, nie radziłbym ci więc cokolwiek zabierać.-

-Przeżyłem Takako Kurenai. Teoretycznie nie muszę się o nic martwić...-

-Ja tylko cię uprzedzam.-

Przeszli Ulicę Kupców. Przed nimi rozciągnął się widok na olbrzymi tor przeszkód, który przemierzali biegiem wioskowi wojownicy, skacząc i unikają ostrzy w locie.

Nagash przypatrywał się jeszcze chwilę tenującym.

-Macie tu jeszcze coś wartego zobaczenia?-

-W Kryształowych grotach mieszka smok. Ale taki prawdziwy. W porównianiu z nim, demonka neszej ukochanej ani Kurenai jest tylko małym szczeniaczkiem.-

-Choćmy więc. Odczówam potrzebę konwersacji z kimś pradawnym.-

Taku stanął przed białowłosym z rozłożonymi rękoma.

-Ostrzegam cię! To samobójstwo. On nie lubi gości. Jak narazie rozmowę z nim przeżyła tylko Kage-sama.-

-Mimo to chcę tam iść...-

-Samobójca...- Mruknął brunet, ale usunął się z drogi. Kryształowe Groty leżały w odległości pół kilometra od granic wioski. Przy jednym z wejść do nichustawiono duży drewniany znak z wypalonym na nim znakiem Drakona Gakure. Taku zbliżył się do dzióry.

-Toshija-san! Ktoś chce z panem pomówić!- Z groty wygrzebał się smok, o błyszczących białych łuskach i płonących srebrnych oczach. Na głowie i grzbiecie miał niebieskie, kościane rogi i wypustki.

-Któż jest na tyle chardy, iż przychodzi nie wzywany.-

Shinigami drżącą ręką wskazałna Strażnika. Ten skłonił się dworsko w pas.

-Pod słońcem i niebem, dostojny...- Źrenice smoka rozszeżyły się.- Jesteś Strażnikiem?-

-W istocie, nie wykluczam, tak, być może.- Uśmiechnął się Nagash, podchodząc bez strachu.- Jeśli nie uwłacza to twej godności, byłbym rady przejść na Wysoką Mowę Gil'Eadu*.-

-Wejdźmy do środka.- Syknął smok. Białowłosy i białołuski zagłebili się w mrokach ziemi. Światła dostarczały nieliczne pochodnie. Po krótkim marszu smok i Strażnik dotarli do dużej sali, którą oświetlała płynąca w poblizu rzeka płonącej magmy. Na środku Hex zauważył wyryty twardym smoczym szponem runiczny krąg. Opasywało go kilka linijek pisma.

-"...a ja będę szedł, niszcząc tych którzy sieją kłamstwa i posługuj się oszustwami."- Odczytał, a smok wypuścił z zadowoleniem swiewne kółko dymu.-Czyżbyś wątpił w me umiejętności S'vah**?-

-Ależ skąd Serjio***.- Mruknął Toshija.- Aczkolwiek nie byłem pewien twej prawdomówności...-

Na zewnątrz taku uważnie przysłuchiwał się wydażeniom w grocie, aczkolwiek nie rozumiał nic z dziwnego szeleszczącego języka, który najwyraźniej był bardzo wygodny ukrytym przed jego wzrokiem rozmówcą. Wiedział że kiedy białowłosy wyjdzie z groty, powinien odstawić go do jego pokoju i jak najszybciej zdać sprawozdanie pani Kurenai...



---------------------------



*: Wysoka Mowa Gil'Eadu - Jest to użędowy język strażników. Wiele słów jest tylko pomocniczymi wyraami dla autentycznej rozmowy a jeszcze więcej jest tytułami których używa się w rozmowie z innymi.

**: S'vah - (czyt. Es Łah) Jeden z tytułów Wysokiej Mowy. Używany wobec kogoś bardzo starego i mądrego.

***: Serjio - (czyt. Serdżio) Jeden z tytułów Wysokiej Mowy. Używany wobec uczniów celujących w wiedzy i treningu.

Haruka-chan napisał:

Po oprowadzeniu 'tego nowego' po Drakonie, wróciłem do swojego mieszkania. Zatrzasnąłem drzwi za sobą i zrzuciłem buty nie patrząc gdzie wylądowały. Oczywiście potknąłem się o nie robiąc dwa kroki w przód =_= Jakiż ja jestem przewidywalny! ^^''' Usiadłem za biurkiem, rozsiadłem się jak pan i władca, otworzyłem szufladę i przejrzałem repertuar 'świerszczyków'. "Trzeba by kupić coś nowego" - zdążyłem pomyśleć, gdy przez otwarte (na szczęście -_-') okno wleciał kunai z kartką papieru doczepioną na uchwycie. Złapałem go tuż przed swoją twarzą i rozwinąłem świstek.

Pragnę ci przypomnieć, że miałeś zdać mi raport o Hexie zaraz po tym jak odprowadzisz go pod drzwi jego pokoju. Jeszcze raz mi nie przyjdź, a już się z tobą nie umówię!

"O ja pierdykam... Wiedziałem że coś mi umknęło! ^^''' Takako-san nie będzie zachwycona..." Z głośnym westchnieniem wstałem i założyłem buty. Wyszedłem z mieszkania zamykając drzwi na klucz. Spacerowym krokiem zmierzałem do siedziby Kage, gdy minęła mnie TAKA laska... ^3^ Słodka blondyneczka o nieokreślonym kolorze oczu i z kocimi uszkami... Cud-miód ^_^  Co prawda wydawała się baaardzo nieletnia, ale co mi tam *_* Niestety zanim do niej zagadałem, zobaczyłem mego oprawcę... T-to jest moje słoneczko! ^^'''

- Takako-sama!!! >3< - wrzasnąłem rzucając się na Czarnowłosą. Ta zrobiła unik i mierząc mnie chłodnym spojrzeniem warknęła tylko:

- Raport.

- Gdzie? - odpowiedziałem rozglądając się z wyrazem błogiego niezrozumienia na twarzy.

- Nie udawaj debila. Dobrze wiesz o co mi chodzi. Co z tym Hexem?

- Może nie na środku głównej ulicy, Wielmożna... Co ty na to żebyśmy poszli do jakiejś uroczej knajpki na uboczu? - Zapytałem, już snując w myślach plany nie dla dzieci *_*

- Niech ci będzie. Ale to NIE jest randka =_= - Jasne, jasne, myśl co chcesz kochana! ^_^ Taku swoje wie...

- Oczywiście, Takako-sama. Co tylko powiesz.

    Poszliśmy kawałek główną ulicą, po czym skręciliśmy w zaułek i weszliśmy do uroczej małej herbaciarni (którą dość często razem odwiedzaliśmy w ramach "raportowania"). Zamówiłem dla siebie zwykłą, czarną herbatę, a Tai-chan poprosiła o zieloną. Drogą mojej niesamowitej dedukcji, doszedłem do wniosku, iż Takako jest z jakiegoś niewiadomego mi powodu ciut rozdrażniona... Hmm... Zastanawiające...

- Wracając do naszej rozmowy... Co sądzisz o tym całym Hexie? - Zastanowiłem się chwilę.

- No cóż... Nie można go lekceważyć.

- To już wiem.

- Ok, ok... Daj mi chwilę na uporządkowanie sobie informacji...

- Przede wszystkim czemu cię nie było tak długo? Miałeś go tylko odprowadzić do jego pokoju. Czyżbyś zabawił tam tak długo? - Zapytała patzrąc na mnie znacząco. Oburzyłem się.

- Jestem bi, ale to nie znaczy że pakuję się do łóżka każdej napotkanej osobie. Nie za darmo ^_^ - "mam swoją godność" dodałem w myślach. Ale nie każdy musi o tym wiedzieć.

- No już, nie emocjonuj się tak. Raportuj! - Kurenai-san zabrała się do swojej herbatki i popijała ją słuchając mojej opowieści. Streściłem jej przebieg naszej "wycieczki" i to co Hex na niej powiedział. Najbardziej zdziwiła się tym, że Toshija-san nie spalił go, tylko rozmawiał jak ze starym dobrym znajomym.

- Przecież do tej pory tylko ja i ty mogliśmy z nim rozmawiać! Powiedziałeś mu to?

- Wspomniałem o tobie, o Wielmożna. Ze względu na mą skromność nie śmiałem mówić o sobie - Dodałem patrząc na Kage-sama spojrzeniem pełnym niewinności

- Taku, ile razy mam ci mówić, nie wierzę w te twoje bajeczki. A zwłaszcza kiedy opowiadają o tobie. Mówisz prawdę o każdym, z jednym wyjątkiem: Taku Takeuchi pozostaje zagadką dla wszystkich mieszkańców Drakona-gakure...

- Nie do końca - sprostowałem - Hex wie kim jestem. I nie pytaj skąd, bo sam się zastanawiam. Dobrze będzie mieć w nim sprzymierzeńca. A tak z innej beczki: kiedy następne zebranie rady?

- Dzisiaj. O zachodzie słońca. Dzięki za raport

- Służę pomocą. I polecam się na przyszłość - Rzuciłem szczerząc się do Takako. - Co byś powiedziała na małe niezobowiązujące spotkanko po godzinach? - dodałem mrużąc oczy w uśmiechu.

- JA nie mam czegoś takiego jak "po godzinach". Jestem KAGE a to robota 24/7. Dotarło? - Warknęła na mnie Kurenai i wstała z impetem. - Do zobaczenia na radzie. I nie spóźnij się z łaski swojej. - rzuciła do mnie na odchodnym Czarnooka. Postanowiłem skorzystać z ostatniej deski ratunku.

- Czy wspominałem że to spotkanko miałoby miejsce na łąkach drakony, przy jeździe konno? - Takako odwróciła się w drzwiach i widziałem jak walczy sama ze sobą. W końcu podjęła decyzję.

- No dobra. Ale JA ustalę termin. A teraz pa. Muszę iść.

- Oczywiśćie, Kage-sama.

- I mów mi Takako na litość boską! - wrzsnęła już z ulicy, po czym zniknęła w dymie.

- Robimy postępy, Tai-chan, robimy postępy... - Mruknąłem do siebie, wstałem, zapłaciłem za herbatę i poszedłem do domu pogwizdując cicho pod nosem.

M. napisał:

Nagash zostawiany samemu sobie we własnym pokoju zajął się doprowadzaniem go jako tako do stanu, do jakiego przywykł przez lata misji i treningów. Cela była dosyć duża by mógł odsunąć łóżko i przesunąć je pod okno po prawej stronie, a następnie wzdłuż ściany wyczarować kredens z kilkoma woluminami, oprawionymi w skórę. Na parapecie, kredęsie i półce, którą również stworzył ze ściany ustawił po kilka świec, po czym zapalił wszystkie naraz, drobnym czarem iskrzącym.  Cofnął się nieco pod drzwi, by podziwiać swoje dzieło.

-Jak w domu…- Pomyślał.- Teraz należało by wysłać jakiś mały zwiad.- Skoncentrował siłę woli i rozpuścił sondy umysłowe po pokoju i jego najbliższym otoczeniu. Wyczuł małego pajączka, pracowicie snującego swe sieci, starego szczura i wężojada, krążącego nad zamkiem.

-Chyba wszystko jest w porządku. A tymczasem…- Nie dokończył myśli, gdy przez okno wleciał sztylet kunai z dowiązaną do niego wiadomością i wbił się w gruby, czerwony tomik, nieopatrzony tytułem.

-Hej, lubiłem tę książkę.- Wykrzyknął strażnik z wyrzutem, ale sięgnął po liścik.

/Rada odbędzie się dziś wieczór w pokoju 557. Masz się nie spóźnić/

-Urok lwicy, z finezją żmii.- Szepnął Kastus.- Zabójcze połączenie.- Hex usiadł na swoim nowym posłaniu.

-A właśnie… Jaki dzisiaj dzień?- Strażnik skoncentrował moc w lewej ręce, po czym uderzył w ścianę obok siebie. Granatowe i białe nici energii poleciały w stronę sufitu, by utworzyć na nim ruchomą mapę nieba. Fioletowooki przeglądał się chwilę ruchom ciał niebieskich, ale nie zobaczywszy nic interesującego, podszedł do okna i wyjrzał. Ulicami przechadzał się urocza młodziutka blondynka, o małych kocich uszkach w kolorze beżu, której widok nakazał Kastusowi przeszukać wspomnienia.

-Jest taka podobna…- Szepnął do siebie, wspominając swoją dawną przyjaciółkę.- Ale to nie może być ona… W sumie, to też przyda mi się spacer.- I strażnik wyskoczył przez okno. Popołudniowe słońce świeciło na niego z góry, gdy jego okute buty niosły go po dachu pokrytym dachówkami. Skoczył i wzbijając tumany kurzu wylądował miękko na ulicy. Wstał z klęczek  otrzepał się, ruszając przed siebie. Wkrótce znalazł się na Ulicy Kupców. Wzrok strażnika przyciągnął jeden ze straganów, na którym jakiś staruszek trzymał sporo broni. Nagash podszedł, obserwując naręcze ostrzy okiem znawcy. Szczególnie przypadł mu do gustu jeden z noży, o pięknej kościanej rękojeści, rzeźbionej w kształt węża. Strażnik podszedł do straganiarza.

-Ile chcesz za ten nóż?-

-Ten? Jak dla ciebie… 12 smoków.- Nagash wyciągnął z rękawa mieszek, który pobrzękiwał z cicha, by szybko wysypać jego zawartość na dłoń. Na dłoni białowłosego zabłyszczały różnej wielkości i kształtu monety, pracowicie zbierane przez wiele lat. Hex odliczył dwanaście małych ośmiokątnych monet z głową smoka na awersie i skrzydłami na rewersie. W zamian otrzymał upatrzony nóż, który natychmiast zawisł na jego pasku. Nagle przed oczami fioletowookiego znów mignęła blondynka o kocich uszach. Szła szybkim krokiem, chyba nie bardzo wiedząc dokąd, za nią zaś maszerowało trzech ludzi w luźnych strojach, z workami na plecach i wózkiem ciągniętym przez sfatygowanego kłapoucha. Dziewczyna skręciła w jakiś zaułek pomiędzy dwoma strzelistymi kamienicami mieszkalnymi, zbudowanymi ze złotawego piaskowca, chyba w nadziei iż umknie śledzącym ją gentelmanom. Pomyliła się jednak. Ludzie skręcili za nią, podobnie uczynił Kastus, podświadomie podążający za tym dziwnym pochodem. Jego fioletowym oczom ukazała się scena szantażu, połączona z czystą brutalną agresją. Blondynka kuliła się przy tylnej ścianie ślepej uliczki, nad nią zaś stało owych trzech ludzi. Nie mieli już na sobie luźnych strojów kupców wędrownych, a profesjonalnie skrojone lekkie zbroje skórzane, jakie wykonuje się dla shinobich. Jeden z nich – rudzielec o pociągłej twarzy - wspierał się na rękojeści dai-katany. Drugi – niski, pulchny blondas - obracał w dłoni trzema kunai naraz. Ostatni z napastników, czarnowłosy, wyglądający na dwadzieścia kilka lat zamierzał się na dziewczynę metalowym korbaczem, w drugiej zaś dłoni trzymał mocno zakrzywiony jatagan. Nagle łańcuch pekł, a kula upadła centymetr od stopy czarnowłosego.

-Wow, mogło zaboleć!!!- Podniecił się blondynek.

-Siedź cicho Vicroy.- Odburknął rudzielec oglądając łańcuch.- Ktoś zniszczył tę broń celowo, i to całkiem niedawno.

-Niemożliwe.- Odparł brunet.- Sprawdzałem, była w porządku kiedy wyruszaliśmy.-

Tymczasem blondynka, nadal siedząca pod ścianą, nieśmiało otworzyła jeno oko. Przed nią trzech napastników kłóciło się, a za ich plecami stał białowłosy człowiek w czerwonej koszuli i białych luźnych spodniach.

-Być może moglibyście mnie winić za zniszczenie waszych planów.- Odezwał się miłym dla ucha głosem. Trzech odwróciło się.

-To ty?-

-Nie zaprzeczam…-

-Jak śmiałeś wtrącać się?-

-Zwyczajnie.- Odparł Fioletowooki z uśmiechem.- Wystarczyło w ostatniej chwili przed twoim ciosem przepalić łańcuch, ale nie o tym chcecie rozmawiać, prawda?-

-Stary, ty chyba nie wiesz z kim zadzierasz?- Wykrzyknął rudy.

-Istotnie, może mnie oświecicie.-

-Jesteśmy jednymi z najlepszych wojowników Ko… Auu!- Wypowiedź została niemal natychmiast przerwana przez czarnowłosego.

-Oszalałeś Bandame? Jak możesz wymieniać temu obcemu imię naszej wioski?-

-Ach, tak… Masz rację Sor.- Mężczyzna nazwany Sorem przeniósł wzrok na Hexa.

-A ty, który potrafisz przepalać łańcuchy, jesteś chyba godnym przeciwnikiem dla naszej trójki.-

-Istotnie.- Mruknął Kastus, rozmywając się, i ponownie materializując obok przestraszonej blondynki. -Uciekaj stąd, dobrze?- Dziewczyna kiwnęła głową, wstała i minęła biegiem Vicroya, Sora i Bandame’a.

-No to pozostało nas tylko czterech.- Rzekł Nagash.

-O wiele więcej.- Odparował Sor.- Chłopaki, pora na Kage Bunshin no Jutsu!- W zaułku pojawiło się dziesięciu Sorów, Vicroyów i Bandame’ów.- Jak teraz zamierzasz z nami walczyć?-

Białowłosy przyłożył ręce do ścian po obu jego stronach. Spomiędzy palców wystrzeliły pomarańczowe zygzaki błyskawic, szybko koncentrując się w kilku miejscach. Po chwili naprzeciw shinobim stało pięciu Nagashów.

-Vicroy, sprzątnij go!- Blondyn rzucił kunai w stronę najbliższego oponenta, który trafiony w brzuch poleciał do tyłu brocząc krwią. Vicroy odprężył się, licząc że pozostałe postacie są zwykłymi klonami. Mięło jednak pięć, później dziesięć sekund, a pozostałych czterech białowłosych nie znikało, co więcej toczyło zaciętą walkę z pozostałymi ninja. Nagle ze ceglanego muru wypłynął kolejny białowłosy, dopełniając walczących ponownie do pięciu. Z dłoni fioletowookich ulatywały płomienie, promienie białej energii i czerwone smugi. Bandame raniony w oba ramiona i z poparzonym stawem łokciowym wycofał się z walki. Po chwili również Vicroy, pozbawiony amunicji odpadł z gry. Zażarty pojedynek pomiędzy jedną z kopii a Sorem trwał jednak nadal. Wtem wszystkie kopie Kastusa rozpadły się na energetyczne cząstki i uleciały ku górze, gdzie w rękę schwycił je jedyny prawdziwy Nagash Kastus Hex.

-Dobrze, nawet bardzo dobrze, jednak niedostatecznie dobrze…- Strażnik opadł na ziemię i stając na rękach, rozłożył nogi i wykonał kilkanaście pełnych obrotów, odrzucając Sora na parę metrów do tyłu. Widowiskowa walka zakończyła się właśnie teraz.

-Wynoście się!- Warknął strażnik, a  jego ręku pojawiło się płonące krwistą czerwienią ostrze.- Wspaniałomyślnie, daję wam szansę ucieczki…- Trójka obróciła się na pięcie i zniknęła w kłębach dymu. Słońce właśnie zachodziło

M. napisał:

Słońce zachodziło gdy Nagash Hex szedł w stronę pałacu, zataczając się jak pijany. Mimo iż był potężny, stracił wiele energii na potyczkę z Tai-chan, popisówkę w jej biurze, meblowanie swego pokoju i teraz to.

-Przedawkowałem... Przedawkowałem... Cholera! Przedawkowałem!!!- Beształ sam siebie w myślach.- Muszę szybko odnowić swoją moc. Mam nadzieję że wszystkie zegary w wiosce się spóźniają.-

***

Mimo nadziei Strażnika czasomierze chodziły punktualnie. Brew Kage drgała niebezpiecznie, co świadczyło o zbliżającej się niepowstrzymanej furii. W sali zebrali się już wszyscy, którzy być w niej powinni. Oprócz Hexa. Cloud wbiwszy wzrok w czubki swych butów oparł się o ścianę krzyżując ręce. Taku siedział na krześle z nogami na stole, przenosząc rozmarzony wzrok, zdradzający jednoznaczne myśli, z Tai-chan, na Kati-chan. Blondynka zajęła miejsce po prawej stronie Kage i lekko speszona obecnością starszych i wyżej postawionych dostojników lustrowała pomieszczenie. Tymczasem Nagash nadal chwiejąc się na nogach pokonywał kolejne metry dzielące go od sali spotkań nr. 557, gdzie roztrzęsiona Takako najchętniej dokonała by totalnej anihilacji wszystkiego w zasięgu wzroku. Wspierając się o jedną ze ścian dzielnie stawiał kroki powłócząc nogami. Nagle niczym zbawienie ujrzał przed sobą cel swej wędrówki. Otworzył drzwi. Oczy wszystkich zgromadzonych w sali narad zwróciły się na niego. Białowłosy poczuł, że jego siły są na wyczerpaniu. Zdołał wykrztusić tylko:

-Poproszę czerwoną i z cytryną, bez cukru.-

Po czym zemdlał.

Obudziwszy się odkrył że nie może się poruszać. W pierwszym odruchu przeraził się, że już po nim. Wiele słyszał o Strażnikach którzy przedawkowali. Często popadali w oblęd lub po prostu umierali. On nie czuł się jednak szalony, a tym bardziej martwy. Natężywszy wszystkie siły odzyskał władzę nad swoim ciłem, a więc równierz swobodę ruchu. Uniusł głowę i rozejrzał się. Leżał na podłodzę w sali obrad. Żył, ale był sam.

-Więc Takako Kurenai nie skorzystała z okazji. Zastanawiające.- Białowłosy wstał i wyjrzał przez okno. Była noc. Pochodnie i lampiony oświetlały ulice Drakona Gakure. Nagle coś skłoniło go do zogniskowania wzroku na jednym z budynków. Na dachu kamienicy z zółtego piaskowca kręcił się humanoid o mikrym, wątłym ciałku i niezwykle okrągłej głowie, z której wystawały dwa asymetrycznie pogięte czułki.

 

-Cień!- Przemknęło przez myśl Nagashowi, i nagle niczym pod wpływem światła zobaczył co dzieję się w wiosce. Wszędzie uwijały się małe postacie Cieni, niczym jakaś niesamowita plaga lub...

-Oddziały Zwiadowcze. Zaraza na pustynię!- Warknął Anioł Mniejszy.- Trzeba coś  tym zrobić.- I ignorując kłucie w boku otworzył okno i wyskoczył przez nie.

Kati-chan napisał:

Dochodziła 2 w nocy. Po ulicach Dragona szwendali się nieliczni pijacy z pobliskich lokali. Niebieskooka siedziała po turecku na jednym z dachów starej kamienicy, co chwila zerkając na wierzę zegarową.

- Jeszcze pięć minut - Powiedziała do siebie wspominając godzinę i miejsce umówienia z Kage-sama. Miała się tam z nią spotkać w sprawie jakiegoś zlecenia. Dziewczyna leniwie wstała i przeskakując z dachu na dach kierowała się do ów miejsca, a dokładnie do pubu "Black Cat". Był to pub jak każdy inny, pełen pijaków, narkomanów, skąpidrutów i darmozjadów, którzy chcieli się najeść nie płacąc.

Blondynka otwarła drzwi i weszła do środka. Dym z papierosów nękał jej nos i drażnił drogi oddechowe. Podeszła do barmanki. Kobieta za ladą skinęła tylko głową w stronę oddzielnego pokoiku dla wielkich szych. Dziewczyna ukłoniła się w dowód wdzięczności i poszła do wskazanego pomieszczenia.

- Dość nietypowe miejsce Kurenai-sama. - Powiedziała siadając naprzeciw Kage. Kobieta zmroziła ją swoim pełnym ironii i pogardy spojrzeniem.

- Jesteś tu od niedawna.

- To prawda i co w związku z tym?

- Chcę sprawdzić Twoje umiejętności. Nie na miarę dziecka, a prawdziwego zabójcy.

- Ach tak? Dobrze, więc co to za sprawdzenie? - Czarnooka wyciągnęła w kieszeni kartkę, która okazała się być listem gończym.

- Twoje zadanie nie jest trudne. Jedyne, co musisz zrobić, to znaleźć i zabić. Po ciało ktoś się do Ciebie zgłosi i przy okazji wręczy wypłatę.

- Rozumiem.

- Zlecenia będą coraz trudniejsze i bardziej opłacalne.

- W sensie gotówkowym? Nie lubię pieniędzy, ale jeśli taka Twoja wola...- Wstała i nie żegnając się wyszła.



Szła jedną z ulic wioski, studiując treść kartki.

- Victor von Gold. W swojej przestępczej karierze dokonał kilku rewolucji. Początkowo zanim stał się kolejnym wcieleniem Al Capone sprzedawał narkotyki nieletnim, do tego liczne na jego koncie gwałty, porwania z wymuszaniem okupów, haracze i morderstwa. Był karany wiele razy i wsadzany do więzienia, lecz jako znany mafiozo podkupywał jednostki i w ten sposób uchodziło mu wszystko na sucho. Pracowało z nim dwóch zbiegłych więźniów, ale zabił ich za zdradę. - Stanęła koło automatu z napojami. Wyciągnęła monetę, włożyła do środka i wybrała napój.

- Niaaaa!!!! Mleko truskawkowe! - Oblizała spierzchnięte usta, odebrała napój i delektując się słodkim smakiem truskawek powróciła to listu. Na zdjęciu widniał opasły mężczyzna w gangsterskim wdzianku z wypalonym do połowy markowym cygarem.

- Niaaaa?!10 000?! Co ja zrobię z taką kasą? Chociaż z drugiej strony... będę miała zapasy mleka truskawkowego, co najmniej na miesiąc.- Uradowana wyrzuciła pustą szklaną butelkę do kosza na śmieci i pobiegła odszukać swój cel. Nie zajęło jej to wiele czasu, gdyż wiedziała, że tacy ludzie jak on, na ogół o tej porze siedzą w klubach nocnych, wyłudzając haracze lub bawiąc się z dziewczynami trochę starszymi od niej. Weszła jak gdyby nigdy nic i zajęła miejsce przy ladzie. Barman zdziwiony obecnością tak młodziutkiej osoby w takim miejscu postanowił dowiedzieć się czegoś i ją obsłużyć.

- Podać coś?
- Mleko...

- Przykro mi, ale nie mamy mleka.

- No to...tego gościa. - Wyciągnęła list gończy i położyła na ladę.

- Victor von Gold...Dziewczynko nie powinnaś się zadawać z takimi ludźmi jak on.

- Nie zadaję...Mam za zadanie go zabić. - Cała sala klubowa ucichła. Z głośników wydobywała się jedynie muzyka, którą barman ściszył za prośbą Victora. Facet podszedł do blondynki łapiąc za szyję i podnosząc jak zwykłą lalkę.

- Ty mała chcesz mnie zabić?

- Takie mam rozkazy. - Odpowiedziała najzwyklej w świecie świecąc niewinnie oczami. Zdenerwowany mafiozo cisnął nią w ścianę. Ona odbiła się od niej i kopiąc w jego tęgi brzuch zmusiła go do drastycznego "zaliczenia gleby".

- Ty gówniarzu! - Wrzasnął, gdy ta przycisnęła go do podłogi za pomocą tuzina sen-bon.

- No wie pan? To ja tu przychodzę z ważną misją, a pan mnie przezywa. - Powiedziała z udawaną powagą pięcioletniego dziecka przy okazji wysuwając ostre pazury i przyciskając je do szyi swojej ofiary.
- Zrobię to szybko. Nawet pan nie poczuje. - Oznajmiła wbijając szpony w skórę rozrywając gardło. Podłoga klubowa, buty i płaszcz dziewczyny zostały obryzgane krwią. Klubowicze w popłochu opuścili salę. Niebieskooka bez najmniejszych trudności "ulokowała" tłuste cielsko von Goldena na ramieniu i jak weszła tak wyszła pozostawiając po sobie jedynie list gończy zmarłego na klubowej ladzie i ów tuzin igieł.

Na zewnątrz, oparty o ścianę jak to miał w swoim zwyczaju, czekał Cloud. Gdy tylko ujrzał Kati z opasłym ciałem zabitego, podszedł do niej wyciągając uprzednio sakwę z pieniędzmi.

- Widzę, że poradziłaś sobie z zadaniem. - Oznajmił beznamiętnie zabierając zwłoki i podrzucając jej sakwę.

- Tylko nie wydaj ich na raz, bo nie wiadomo, kiedy będzie kolejne zlecenie. - Powiedział i ruszył mroczną alejką w stronę wyjścia z wioski.

-Jasna sprawa.- Odburknęła do siebie i ruszyła za nim. Minęło kilka chwil, kiedy zrównała się ze starszym wojownikiem. Szli obok siebie w milczeniu oświetlani księżycem i gwiazdami. Maszerując tak w tej dziwnej wycieczce Kati zaczęła odczuwać znużenie. Nic się nie działo, ulice upiornie puste, gdy na płaskim dachu jednej z kamienic dostrzegła rozbłyski światła. Chwilę później do jej uszu dotarł dźwięk, jakby pisków przerażonych nietoperzy. Odwróciła się w stronę blondyna.

-Cloud, czy sły...- Ale obok było już tylko martwe ciało jej celu, Cloud zaś był na dachu budynku tuż przed nią, czekając spokojem odbijającym się w oczach.

Są to posty zamieszczone na anime-rpg. Liczę iż sesja zostanie dokończona tutaj.


"Nad Europą twardy krok legionów grzmi; Nieunikniony wróży koniec republiki;
Gniją wzgórza galijskie w pomieszanej krwi; A Juliusz Cezar pisze swoje pamiętniki"

Jacek Kaczmarski Lekcja historii klasycznej

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl